środa, 18 lipca 2012

Pocałunki Emmanuela Mouret


Zrobiłam dwa podejścia do filmu Pocałunki w reżyserii Emmanuela Mouret. Za pierwszym razem zasnęłam, dosłownie. I to w momencie kiedy kochankowie zrozumieli w końcu, że się kochają. Czyli, jakby się wydawało, w momencie przełomowym i pociągającym widza do dalszej obserwacji wydarzeń. No niestety, tak mi się oczy zamykały, że padłam. Wczoraj zrobiłam podejście nr 2, nagrane miałam, przewinęłam trochę wstecz, żeby to nadrobić zaległości podczas wcześniejszego drzemania. 

No i tak…NIE ROZUMIEM dlaczego filmy się kończą dziwnie i nie pozostawiają czytelnika usatysfakcjonowanego po finalnej puencie. O ile taka była w ogóle. Tutaj nie wiem czy była, bo film zakończył się tak, że nie do końca rozumiem zamiarów reżysera. Emmanuel Mouret reżyseruje i jednocześnie gra rolę główną. Nie jestem zwolennikiem takich pomysłów, aczkolwiek inaczej rzecz się ma do Julie Delpy i jej filmów na przykład. Emmanuel mnie nie porwał, nie zainteresował. Raczej od czasu do czasu wywoływał na mej twarzy pewnego rodzaju grymas połączony ze słowami : „What a FUCK?!”. Niestety, tak było. Nie jestem w stanie ocenić tego filmu, ponieważ nie rozumiem jego przesłania.

www.criticat.com


Dwoje ludzi, zajętych, spotyka się na ulicy. Emilie (w tej roli Julie Gayet) zaczyna opowiadać Gabrielowi (Michaël Cohen) historię miłosną. Powodem opowieści jest niezobowiązujący pocałunek, który Gabriel proponuje Emilie, ale ta nie chce go przyjąć. Historia ma tutaj swój początek. Bohaterami są Nicolas (Emmanuel Mouret) i Judith (Virginie Ledoyen), którzy przyjaźnią się od dziecka. Nicolas, po ostatnim związku nie czuje bliskości do żadnej kobiety i opowiada o tym swojej przyjaciółce. Spotkał się nawet z prostytutką, ale ta nie chciała go pocałować i czar prysł. Nicolas, w desperacji, prosi Judith o pomoc – pocałunek. No i od bisou, poprzez jego rękę na jej piersi (tutaj już przysypiałam) do miłości kochanków. 

Takie to sztuczne mi się wydawało, i on, i ona też. Te jego czyny – nieporadne, jej zachowanie – paradoksalnie bez emocji. Historia zatacza koło i mamy znowu Emilie i Gabriela w jednym pokoju. Zakończenie jest wkurzające. No bo jak zinterpretować to, że ktoś bardzo chce, ale nie może, a jednak to robi….no i co dalej? Czy to znaczy, że coś będzie? Czy nie będzie nic? Czy to źle, a może i dobrze?  Jak widz ma to odbierać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz