niedziela, 27 maja 2012

O francuskim targowisku

Białe gówno wciąż przemyka się do mojego mieszkania. Dzisiaj jego intensyfikacja przekroczyła wszelkie granice, sprzątam parapet i przestrzeń dookoła trzy razy dziennie.
Dlaczego nie siedzę teraz np. w Prowansji i nie sączę czerwonego wina? DLACZEGO, NO DLACZEGO? Przygotowałam sobie przed chwilą domową czekoladę Rozpuściłam w rondlu kawałek masła, dodałam trochę wody, cukier trzcinowy i kakao. Czekam aż ostygnie i wymieszam z mlekiem w proszku. Voilà!
Wracając do Prowansji. Przeglądałam dzisiaj wycieczki objazdowe. Wszystkie standardowo proponują Paryż i Zamki nad Loarą. Wycieczki do Prowansji są, ale w kwocie, o której nie wspominam. Czy naprawdę tak wiele kosztuje wynajęcie małego mieszkanka gdzieś w okolicach Avignon i zwiedzanie pobliskich miejscowości? Marzy mi się taki wyjazd – nieznane, barwne uliczki starych miast, piękne kościoły, oryginalne pejzaże, lawenda, słońce , polne drogi i rynek. O właśnie! Prawdziwy rynek pełen soczystych owoców, warzyw i ryb. Nie muszę mieć dostępu do morza. Wystarczy mi taras na prowansalskiej wsi i kieliszek wina i prawdziwe targowisko. O! Póki co muszę się zadowolić bazarem Banacha (tzn.zadowoliłam się raz i wystarczy). No naprawdę nie nazwałabym tego bazarem nawet. Brud, syf, nieporządek otoczona kupą złomu. Wskoczyłam tam kiedyś po morele na dżem morelowy i jeszcze szybciej wyskoczyłam. Żadna to przyjemność robić zakupy w takim miejscu otoczonym ulicami i nasączonym miejskimi spalinami. Ja dziękuję.
Na francuskich targowiskach wszystko ma swoje miejsce, półki zadbane, kolorowe, owoce pachnące, świeże, ułożone równo, krzyczące wręcz: „weź mnie! weź mnie!”. Do tego oliwy, z rozmarynem, z czosnkiem, z papryką , przyprawy wszelkiego rodzaju kuszące swoim zapachem, wabiące przechodzących klientów. Przy tym mnóstwo słoiczków, wyrobów regionalnych, nowych, egzotycznych , wymyślnych i oryginalnych. Warzywa w kolorowych zestawach śmieją się uwodzicielsko, sery przyciągają swoim wyglądem i rozmaitością, liczne specjały i smakołyki nie pozwalają przejść obojętnie, celebruje się każdy owoc natury z najwyższą starannością. A to wszystko POUKŁADANE, PACHNĄCE i ZADBANE. Chodzi się tam Z PRZYJEMNOŚCIĄ a nie z obowiązku, z radością się stamtąd wychodzi. Francuzi mają nawet swoje Święto Targów, tzw. „Marchés” , podczas którego wystawianiu produktów towarzyszą różnego rodzaju warsztaty, festiwale i animacje. Poznaje się przy tym swoich sąsiadów i okolicznych kupców. W tym roku już się niestety nie załapię. Dzisiaj jest ostatni dzień. MERDE! Dla zainteresowanych, więcej info tutaj: www.marchedefrance.org ( jeszcze nie wiem jak sie robi tu hiperłącze:/)
A tymczasem powracam do mojej czekolady i marzeniach o sielskiej Prowansji..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz